czwartek, 28 grudnia 2017

Wendy

Po wcześniejszych kiepskich doświadczeniach z nowościami (notki pojawiają się niekoniecznie w kolejności, w jakiej czytałam, zwłaszcza ostatnio) doszłam do wniosku, że chętnie przeczytam coś przyjemnego. Ale bez niepotrzebnego ryzyka, czy mi się spodoba. Dlatego sięgnęłam po nowy ćwiekopakiet. Uznałam, że będzie to lektura lekka, nieźle napisana i przyjemna. Gdzieś wyczytałam, że „Wendy” ma być odpowiedzią na „Zmierzch”, więc tym bardziej spodziewałam się czegoś leciutkiego.



Majka jest nastolatką, której rodzice powinni się rozwieźć, ona doskonale zdaje sobie z tego sprawę i nie ma ochoty uczestniczyć w ich sporach w żaden sposób. Dlatego zgadza się pojechać na wakacje do kuzyna, by zajmować się jego synem w małym miasteczku. Majka bardzo lubi kuzyna Marcela, a i za resztą jego rodziny przepada. Ostatnio odwiedzała ich jako jedenastolatka sześć lat wcześniej. Bardzo dobrze wspomina te wakacje, choć nie pamięta wszystkiego. Wie na pewno, że poznała wtedy Kacpra, chłopca w jej wieku, z którym się zaprzyjaźniła.
Okazuje się, że Kacper wracał na wakacje do dziadka tym samym pociągiem co Majka. Przypomnieli się sobie, a dziewczyna zauważyła, że chłopak nieźle dojrzał. Spodobał się jej i zapowiadały się przyjemne wakacje. Tym bardziej, że w miasteczku wszyscy byli dla niej bardzo mili jako kuzynki Marcela. Tylko jedno Majce przeszkadzało – niepokojące sny, budzące dziwne i niejasne skojarzenia słowa (jak „złoto”) oraz nietypowe przywidzenia (np. że wszyscy na nią patrzą, kiedy tańczy).
My powoli poznajemy historię z tamtych wakacji sprzed sześciu lat i dowiadujemy się, że Majka i Kacper zwiedzali kopalnię złota. Jednak wspomnienia też nie mówią nam wszystkiego.

Może rzeczywiście powieść jest odpowiedzią na „Zmierzch”, chociaż nie wydaje się aż tak naiwna i nastolatkowa. Widać, że pisał to facet ;) Mimo to zgodnie z założeniem czytało mi się lekko i przyjemnie. Jedyne, co mnie gryzie, to tytuł. Dlaczego „Wendy”? To Majka ma nią być? Czy może to nawiązanie do nazwy jakiegoś stwora? Czy może po prostu Ćwiek ma hopla na punkcie Piotrusia Pana i okolic? Tego nie wiem, może kiedyś się dowiem. W każdym razie nie jest to literatura wysokich lotów, ale na pewno dobra na luźny wieczór z książką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz