Pozostajemy w klimacie Ćwieka, bo nie odchodzi się od
wygrywającego automatu ;) Skoro dobrze czyta mi się danego autora, to czemu
miałabym szukać teraz czegoś innego. Tym bardziej, że przez gadanie babci mojej
i męża zaczęłam się zastanawiać, czy ta książka nie przyda się w przyszłości.
Babcie ciągle mówią, że one to już nad grobem i nie wiedzą, czy dożyją
kolejnych Świąt, urodzin, dnia babci. Żeby nie było – obie trzymają się nieźle,
chorują tylko na cukrzycę i nie robią wrażenia, jakby miały zaraz umrzeć. Bo o
tym właśnie jest ta książka – o śmierci, albo raczej o umieraniu.
Dziewięciolatek ma nie jechać w tym roku o dziadka na
wakacje, bo dziadek się zmienia. Rodzice nie chcą, żeby syn oglądał dziadka w
złym stanie, ale kochany staruszek, znając swój stan, sam przygotował wnuka.
Powiedział mu, że zamienia się w słonia (bo kto nie chciałby być słoniem? Takim
dużym, mądrym) i kiedy przemiana już nastąpi odejdzie tam, gdzie idą wszystkie
słonie. Tłumaczy, że już się nie spotkają, ale zawsze będzie pamiętał wnuka i
będzie z innymi słoniami.
Dla mnie to bardzo smutne, ale też bardzo piękne. Nie dość,
że dziadek sam oswaja wnuka ze swoją bliską śmiercią, to jeszcze mimochodem
uczy go, jak być lepszym człowiekiem. Chciałabym, żeby moi dziadkowie wpadli na
taki pomysł. Na pewno też opowiem o tym babci i będę mówić córce. Może to
będzie lepsze niż ciągłe powtarzanie, jak to babcia już niczego nie doczeka.
Może sama wpadnie na jakiś ciekawy pomysł z innym zwierzęciem?
W każdym razie uważam, że książka jest świetna, chociaż w
życiu nie powiedziałabym, że to Ćwiek. Gratulacje dla autora i rysowniczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz